Czy jest coś takiego jak mózg mamy i dlaczego fajnie go mieć?

Mamuśki, zupki, kupki, rozczochrane kobietopodobne istoty w poplamionych dresach, ekscytujące się rozmowami w piaskownicy na temat najnowszego modelu laktatora… – ileż krzywdzących stereotypów narosło wokół macierzyństwa! Skąd się biorą takie „laurki”? Kto tak o nas myśli i mówi? Niestety, my same to robimy.

Zadziwiające, ile wspaniałych kobiet po urodzeniu dziecka zaczyna myśleć o sobie gorzej niż przed ciążą. Czują się głupsze, brzydsze i mniej wartościowe. Słyszę i widzę to na forach, na blogach, na czatach, podczas sesji coachingowych z klientkami.

Szczerze mówiąc, mam już dosyć tego czarnego pijaru, który same sobie fundujemy. I z tego powodu piszę ten felieton – by przypomnieć kobietom, jak wyjątkowy arsenał zasobów mają pod ręką już tylko z samego faktu, że są: a) kobietami, a do tego b) matkami.

Tym razem postanowiłam sięgnąć po naukowy kaliber i pragnę już na wstępie wytrącić z ręki argumenty ewentualnym malkontentkom. Będzie bowiem o kobiecym mózgu. Mam dowody na to, że mózg matki ma ogromny potencjał i nie zawaham się ich użyć. A potem, sorry, no excuses.

Jeśli chcesz skorzystać z wymówki, jak to ciężko się rozwijać w poplamionych dresach, to teraz jest ostatnia szansa, by przestać czytać. Bo za chwilę podzielę się z Wami czymś, co ciężko będzie zignorować – i nadal myśleć o sobie gorzej.

Im większy brzuch, tym mniejszy mózg?

Ale zacznijmy na opak. Od tego często relacjonowanego poczucia niekompetencji i wrażenia, że mózg kobiety w ciąży jakby… się zmniejsza. O wrażeniu takim mówią często zarówno same zainteresowane, jak i ich najbliższe otoczenie. Sama również to potwierdzam. Nadal doskonale pamiętam, jak będąc w ostatnim trymestrze ciąży, miałam wrażenie, że zapomniałam słownika w gębie. Mieszałam słowa, myliłam znaczenia, a w kontaktach towarzyskich zaczynałam mieć o sobie coraz gorsze zdanie. Zapominałam o podstawowych rzeczach, byłam kompletnie rozkojarzona i wydawałam się sobie po prostu głupsza. W chwilach przebłysku intelektu potrafiłam jedynie skwitować całe to zamieszanie w organizmie słowami: mózg poszedł mi w brzuch. Słodko-gorzkie zjawisko „odmóżdżenia” ciężarnych obserwowałam także poza własnym ustrojem. Wszak dookoła rodziły siostry, kuzynki i przyjaciółki. Cały wyż. Ale im bardziej patrzyłam na wyż, tym bardziej czułam się jak niż.

Zjawisko to można jednak dosyć prosto wytłumaczyć. Nie chcąc Was zarzucać psychoneurologicznym żargonem, w którym ostatnio mimo wszystko się lubuję, posłużę się metaforą. Wyobraźmy sobie mózg kobiety w pierwszej fazie ciąży jako łagodne morze podczas flauty. A teraz dołóżmy do tego obrazka kilka mocniejszych, większych fal – hormonów ciążowych, które jak wiadomo pełnią wiele wspaniałych funkcji. Od tej pory krajobraz dynamicznie się zmienia. Morze zaczyna się wzburzać. W trzecim trymestrze jest już 10 w skali Beauforta. Ale to jeszcze nie jest ostatnie słowo sił przyrody – przed nami jeszcze „dwunastka” – tuż po porodzie.

Mózg jak autostrada

Dlaczego tak się dzieje i co z tego wynika? Otóż obrazowanie fMRI kobiecego mózgu (czyli funkcjonalny rezonans magnetyczny) pokazuje, że mózg dosłownie i fizycznie kurczy się w ostatnich trzech miesiącach ciąży. I prawdopodobnie nie chodzi tu o „utratę” komórek mózgu, tylko o jego przemodelowanie i zmiany na poziomie metabolizmu komórkowego. Ponownie uciekając się do metafory (tym razem już zapożyczonej od dra psychiatrii klinicznej, Daniela G. Amena), można by te zmiany przyrównać do przebudowy drogi jednopasmowej, tak by zaczęła pełnić funkcję wielopasmowej autostrady.

Jak wygląda owo przemodelowanie? Ano jak to na budowie: roboty tyle, że nie ma kiedy taczek załadować. Jeden pracuje, a reszta dłubie w nosie (dr Amen za głowę by się złapał, gdyby przeczytał, co zrobiłam z jego metaforą). Chaos – takie wrażenie ma wiele ciężarnych kobiet. Wszędzie beton, a miał być piękny, lśniący asfalt! A tu jeszcze termin się przesuwa (co na budowie, jak wiadomo, często się zdarza) i już naprawdę nie wiadomo, jak żyć, by dożyć. Skąd nadzieję brać i co na to nauka?

Otóż nauka ma dobre wieści – uroczyste otwarcie autostrady nastąpi nie później niż w pół roku po porodzie. To, co się w ciąży skurczyło, zaczyna się powiększać i wraca objętościowo do normalnych rozmiarów. A autostrady, podobnie jak piękne stadiony po Euro, zostają już na zawsze! Wszystkie te zmiany w mózgu miały bowiem służyć jednemu celowi: przystosowaniu jego posiadaczki do jak najtroskliwszej opieki nad potomstwem.

Jako że kiedyś zajmowałam się reklamą, mała anegdota z branży. Kolega, który pracował dla producenta pieluszek, podzielił się ze mną taką ciekawostką. Tzw. fokusy, czyli badania grupy docelowej wykazały, jak ogromne różnice w postrzeganiu problemów macierzyństwa miały pierworódki i kobiety, które już rodziły. Te pierwsze miały często odrealnione wyobrażenie o tym, co je czeka, a ich postawa była, kolokwialnie mówiąc, słodko-pierdząca. Innymi słowy, nieprzystawalna do rzeczywistości.

Kobiety, które już rodziły, miały realistyczny ogląd sytuacji, a do tego były o wiele bardziej wyluzowane, jeśli chodzi o radzenie sobie z problemami macierzyństwa. Co za banał, ktoś powie, przecież przemawiało przez nie doświadczenie! Jasne, doświadczenie to jedno, a zarządzanie tymże doświadczeniem – to już robota dla sprawnie działającego mózgu. Nic dziwnego. Po prostu ta pierwsza grupa jechała nadal drogą jednopasmową, podczas gdy druga rozkoszowała się już urokami wygodnej, wielopasmowej autostrady.

Co konkretnie się zmienia?

Badania mózgu dokładnie pokazują, które jego obszary się zmieniają. Są to podwzgórze, kora przedczołowa i jądro migdałowate. Zasadniczo zwiększają one swoją objętość w ciągu 3-4 miesięcy od porodu. Ich lepsze funkcjonowanie wpływa na zwiększenie odporności na stres i motywacji do działania. Obszary te są także odpowiedzialne za lepsze planowanie i zorganizowanie, w tym również za jakże charakterystyczną dla matek wielozadaniowość. Można by rzec, że to prawdopodobnie w tej części mózgu rodzi się instynkt macierzyński.

Biologiczne efekty świadczące o przejściu przez ciążę i połóg nie zawsze nam się podobają. Ale zmiany, jakie funduje nam natura w obrębie tego jednego organu, mózgu, powinny nas tak naprawdę cieszyć. Co ciekawe, utrzymują się one do późnej starości!

Katherine Ellison, matka dwójki dzieci, amerykańska dziennikarka, laureatka nagrody Pulitzera sugeruje, że kobiety powinny wpisywać sobie w CV, w rubryce kompetencje: mama, a dla pracodawcy powinno to znaczyć więcej niż MBA.

Dowodów naukowych, by tak śmiało sobie poczynać, ma Ellison pod dostatkiem. W końcu napisała o tym książkę („Umysł mamy”), w której przeanalizowała tyle badań mózgu, że neurolodzy i psychiatrzy jej zazdroszczą. Wiadomo, mając mózg matki, mogła sobie na to pozwolić.

A zatem, droga mamo, nie daj sobie wmówić, że jesteś głupsza i gorsza, a po powrocie do miejsca pracy musisz zaczynać od zera. Twój mózg to wspaniałe narzędzie, które oprócz wychowywania dzieci możesz wykorzystać w każdej dziedzinie swojego życia.

Korzystaj ze swojej autostrady, matko! I pobieraj stosowne opłaty, ponieważ jesteś tego warta – a szampon, którego używasz, nie ma tu nic do rzeczy.

Polecane książki
Daniel G. Amen, „Uwolnij moc kobiecego mózgu”, przeł. Bożena Jóźwiak, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań, 2015.
Katherine Ellison, „Umysł mamy. Jak macierzyństwo rozwija naszą inteligencję”, przeł. Olena Waśkiewicz, Agencja Wydawnicza Jacek Santorski & Co, Warszawa, 2008.
 
Podziękowania
Specjalne podziękowania dla mojej serdecznej koleżanki z USA, dr Agnieszki Choromańskiej, z Zakładu Radiologii Diagnostycznej w Detroit, a prywatnie mamy Julki, za sprawdzenie mojego felietonu przed publikacją.
 

Komentarze

komentarzy

Odpowiedz