Miniony weekend spędziłam w gronie osób zajmujących się na co dzień empatyczną komunikacją. Byli wśród nich trenerzy NVC, sympatycy idei Marshalla Rosenberga i osoby poszukujące sensu i satysfakcji z życia. Na zakończenie kilkudniowego spotkania jedna piękna kobieta, Dorota, wstała i przeczytała nam wszystkim opowieść o Szklanym Człowieku. Następnie przeszła po sali z woreczkiem szklanych kuleczek i każdego obdarowała jedną, byśmy pamiętali, że w każdym z nas jest część Szklanego Człowieka.
Tak bardzo mnie to poruszyło, ta opowieść i gest Doroty, że postanowiłam podzielić się tym tutaj z Wami. Zrozumiałam, że po to otrzymałam jedną szklaną kuleczkę – by przypominała mi o tym, jak ważne jest dzielenie się. A więc puszczam tę opowieść i część mojego prywatnego wspomnienia, dalej w świat. Opowiadajcie innym historię Szklanego Człowieka. Może kiedy już wystarczająca ilość osób ją usłyszy, Szklany Człowiek narodzi się na nowo. A więc zacznijmy jeszcze raz od początku.
„Szklany Człowiek”
„Bardzo dawno temu, tak dawno, że nie pamięta tego żadna żywa istota na Ziemi ani roślina, ani zwierzę, szedł sobie na przełaj przez świat Szklany Człowiek. Szklany Człowiek był bardzo duży, bardzo dobry i bardzo mądry.
Był taki duży, że czasami głową strącał z nieba jakąś gwiazdę i bardzo się wtedy wstydził. Był taki dobry, że każdego, kogo spotkał, traktował jednakowo i każdemu patrzył prosto w oczy. A taki był mądry, że wiedział wszystko, ale nigdy nie powiedział: „Ja wiem lepiej niż Ty”. Zawsze mówił:
Myślę, że tak jest, ale na pewno wiedzieć nie mogę.
Szklany Człowiek mimo że był tak wielki, nikomu nie zasłaniał ani światła, ani świata. Wręcz przeciwnie, był przeźroczysty – widać było przez niego i kwiaty, i morze, i innych ludzi. Gdy się uśmiechał, a robił to często, w jego oczach widać było słońce. A gdy zapłakał, w jego łzach widoczna była tęcza.
Szklany Człowiek szanował wszystkie stworzenia, były one bliskie jego szklanemu sercu, które pozostawało cały czas ciepłe, biło spokojnie w wielkiej piersi. Jednak bywały chwile, że Szklany Człowiek unosił się gniewem. Było tak wtedy, kiedy dostrzegał zło i krzywdę. Ten gniew dawał mu siłę, aby ochronić tych, którzy sami tego nie potrafili zrobić.
Wędrował Szklany Człowiek na przełaj przez świat, podziwiał go i nigdy nikomu niczego nie przesłaniał. Gdy szedł drogą, rozbrzmiewał przeźroczystą, miłą dla ucha muzyką. Ciekawscy lub niemądrzy ludzie rzucali w niego patykami. Albo kamykami. Rzucali dlatego, że Szklany Człowiek był taki inny – taki dobry i mądry, i taki szklany. Ale on szedł dalej. Tylko czasami strącał gwiazdę i bardzo się tego wstydził.
Aż pewnego dnia, nieszczęsnego, smutnego dnia, ktoś rzucił w niego złym słowem, czarnym i ciężkim. I wtedy stało się nieszczęście. Szklany Człowiek zadźwięczał tak głośno, że gwiazdy się wystraszyły, a potem pękł i rozsypał się na miliony maleńkich okruchów szkła.
Maleńkie okruchy szkła rozsypały się po całym świecie. I zaczęły krążyć to tu, to tam. Były zupełnie bezradne i zagubione, bo nie rozumiały, skąd się wzięły. Już na pewno nie mogły przecież domyślić się, że są cząstkami Szklanego Człowieka.
Dlatego zawsze, gdy spotkacie przypadkiem mały, szklany okruszek, powiedzcie mu natychmiast, że jest kawałkiem Szklanego Człowieka. Okruszkowi będzie wtedy lepiej na świecie. Każdy przecież chce wiedzieć, skąd się wziął.
A już nigdy nie mówcie nikomu złego słowa. Ono potrafi ranić bardziej niż kuksańce i patyki. Nie wiecie przecież, kto z nas jest w środku Szklanym Człowiekiem.”
Osobiście myślę, że wszyscy nim jesteśmy. Wszyscy razem. I każdy z osobna. Chcesz dowiedzieć się więcej o empatii?
Odpowiedz