Jakiś czas temu u mnie na Bocianim Gnieździe. Pan instalator podzielników ciepła, na oko 70-tka na karku, z wizytą. Montuje nowy podzielnik ciepła, montuje, a ja sobie w tym czasie bluzę dziecka zszywam, zszywam. Pod szyją. Się porwała.

Po instalacji pan wypisuje raporcik z naszego spotkania.

– O, jakie pani ma oryginalne nazwisko… Sery pani wyrabia? Hahaha! – serdecznie się ubawił ze swego dowcipu.

Ale mnie też rozśmieszył – bardziej swoim jowialnym śmiechem niż oklepanym żartem.
– Nie, wie pan, przez ł się pisze, a sery są przez ou.
– Ano tak.
– Ale wie pan – mówię – jest takie żydowskie imię: Gołda. Premier Izraela była Gołda Meir. Szefowa Teatru Żydowskiego, wdowa po Szymonie Szurmieju, Gołda Tencer. Kto wie, wie pan, może przez lata to imię przewędrowało na miejsce nazwiska.

Pan przestał wypisywać raporcik. Spoważniał. Wytarł czoło i przemówił:
– Proszę pani, ja się wychowałem na Nowolipkach. – zerknął na mnie wymownie. – Żydów wszędzie było pełno, proszę pani. Tałatajstwo jakieś na ulicach rozstawiali i wszystko na sprzedaż, handlowali czym popadnie. A mój ojciec krawcem był, więc rozumie pani – tu z uśmiechem spojrzał na moje dłonie nadal tańczące z igłą – ciągle coś mu chcieli sprzedawać. Ale powiem pani, to tak jak z Polakami. Za granicę pojadą i opinię psują całemu narodowi. Tak samo jak ci Żydzi na ulicach, co handlowali. Nie ma co mówić o całym narodzie, patrząc tylko na jedną ulicę.

Tu rozpromienił się, bo najwyraźniej coś miłego sobie przypomniał. I mówił dalej:
– Miałem kolegów wśród Żydów. Ba, nawet dziewczyny Żydówki. Ale do nich do domu nie chodziłem, bo sobie tamci rodzice nie życzyli. Ale one bywały u mnie i wesoło nieraz bywało, powiem pani. Matka się z nimi dogadywała, hoho. A wieczorem, pamiętam, Żydzi przychodzili do ojca na karty. Ależ to łby mieli nie od parady, proszę pani. Ciężko z takimi było wygrać. Ojciec się denerwował, włosy z głowy rwał, bo przegrywał nieraz tęgo, ale potem znowu przychodzili na karty i tak to trwało. Bo jak to ojciec mówił, lepiej z mądrym przegrać niż z głupim wygrać.

Pan instalator podzielników ciepła zawiesił głos. Spojrzał ciepło na mnie i powiedział:
– Ja, proszę pani, bardzo podziwiam naród żydowski. Za tę siłę, którą w sobie mają. Za ich kulturę, proszę pani. Wspomniała pani Gołdę Tencer. Ja, proszę pani, u niej w teatrze nieraz bywałem, bo moja żona bardzo lubi przedstawienia. I to jest niesamowity naród, ta ich pamięć, chęć życia, przekazywania tej swojej tradycji…
To trzeba szanować, proszę pani. A że co innego jedzą, proszę pani, albo inaczej pacierz mówią, proszę pani, to znaczy, że gorsi są? A to my to mamy oceniać, proszę pani? Albo Hindus taki w Indiach, to czy on w czymś gorszy? Polacy to powiem pani takie łatki rozdają, tylko moje, moje dobre, a obce to złe.
No przynajmniej ludzie z mojego pokolenia tacy. A na Żydów… no pierwsi by nadawali. Ale ja proszę pani, bardzo lubię różnorodność. Pani męża ma?
– Nie, proszę pana.
– No widzi pani, to jakby pani męża chciała sobie kiedyś brać, to ja dam pani najlepszą radę:

​Trzeba się różnić. Różnorodność w związku jest najważniejsza.

Bo widzi pani, jak ktoś zbyt podobny, to owszem, dobrze, dobrze, przez 5 lat jest o czym rozmawiać. Ale potem, proszę pani? Co potem?! Toż to zanudzić się można we dwoje, zamęczyć! A ja z moją żoną różnimy się bardzo, proszę pani. Ona lubi wszelkie pokazy, wystawy, przedstawienia, a najbardziej te dla dzieci, hihihi! – pan instalator znów ubawił się po pachy, ale tym razem zachichotał jak chłopiec, bo i żona dziewczynka. – Pani myśli, że ja żartuję… Nie żartuję, proszę pani, żona chodzi na przedstawienia dla dzieci, bo po prostu bardzo lubi. I ja zacząłem z nią chodzić. Wszędzie. Na te przedstawienia. I tak do tego Teatru Żydowskiego żeśmy kiedyś zbłądzili, a potem już bywaliśmy tam często. Bo tam naprawdę pięknie opowiadają o czasach, które my jeszcze pamiętamy, bo ja się na Nowolipkach wychowałem, proszę pani. Ale to już chyba mówiłem…

Skinęłam głową, ale delikatnie, by mojego interlokutora nie spłoszyć, by mówił dalej.
– No a żona moja, widzi pani, lubi przedstawienia wszelkie. A ja podzielniki montuje ludziom na kaloryferach, widzi pani, i tak to się ładnie zgadzamy ze sobą już tyle lat, hoho.

Pan się tu zamyślił, zadumał. Uśmiechnął się po chwili, odnalazł długopis w dłoniach i powiedział:
– No, zasiedziałem się, tak tu miło u pani. Tak to sobie można miło pogawędzić czasem, proszę pani. Ale to już coraz rzadziej, niestety, jest z kim rozmawiać, proszę pani.

– No! – dodał po chwili pojednawczo. – Nie będziemy przecież teraz narzekać, prawda, droga pani?
W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko, nie chciałam nic dodawać, bo show zdecydowanie należał do pana instalatora.

– Niech pani pamięta – odwrócił się jeszcze w drzwiach – różnorodność. Różnorodność to klucz do udanego życia. Gdybym nie uszanował skłonności mojej żony do przedstawień, to nie mógłbym sobie dziś z panią tak miło pogawędzić, bo nie miałbym o czym. Pani by powiedziała: Gołda Tencer, a ja bym oczy w pięć złoty zrobił. No, do widzenia, drogiej pani!​​

Komentarze

komentarzy

Odpowiedz